huehuehueheuehueuhe
TESTOWE FORUM

Join the forum, it's quick and easy

TESTOWE FORUM
TESTOWE FORUM
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
10/10/2019, 00:01
Trzy dni.
Tyle mieli tylko dla siebie. Ruuka po sytuacji przy murze dostał trzy dni wolnego, aby dojść do siebie, i choć początkowo Ylva widziała w jego spojrzeniu niezadowolenie, bo przecież "nic mi nie jest", to ostatecznie udało jej się namówić go do pozostania w domu. No i miała go teraz tylko i wyłącznie dla siebie.
Wskazówka zegara właśnie minęła godzinę szesnastą.
Ylva uniosła głowę znad przygotowanego stołu, opierając obie dłonie na biodra, uśmiechając się sama do siebie. Wszystko było gotowe. Skoro Ruu miał teraz okres wypoczynku i nie mógł iść z nią na randkę (na która chciała go zaprosić już od dwóch tygodni, ale nie mogła zebrać się w sobie), to przyniosła randkę do niego. Nakarmiła kota, wyprowadziła Kropka, który teraz spokojnie drzemał w kuchni na posłaniu - zostało najważniejsze. Obudzić śpiącego królewicza.
Klasnęła lekko w dłonie, odwróciła się na pięcie i podeszła do odsuwanych drzwi, które oddzielały mały pokój od salonu. Wsunęła się cicho do środka, a egipska ciemność momentalnie ją pochłonęła. Starając się nie wpaść na nic, co oczywiście ostatecznie nie udało jej się, gdyż zdołała chyba z dwa razy zaryć kolanem o meble, raz łokciem o ścianę i prawie twarzą o wiszącą lampkę, w końcu dotarła do okna i lekko odsłoniła rolety, wpuszczając nieco światła do pokoju.
- Pobudka~ - w końcu odezwała się przerywając ciszę, ale nie czekając na odpowiedź chłopaka, podeszła bliżej i zaczęła gramolić swoje cielsko na jego, kładąc się na jego plecach.
- Ruuuuchaaaan~ Pooobudka~ - - wymruczała do jego ucha, jednocześnie wsuwając palce w ciemne, już odrastające włosy. Gdy wyczula ruch pod sobą, wyprostowała się do pozycji siedzącej, schodząc z niego i siadając tuż obok, wciąż wpatrując się roziskrzanym spojrzeniem w chłopaka.
Czemu dopiero teraz zdawała sobie sprawę, jaki bywał uroczy po przebudzeniu?
- Ekhm. - odkaszlnęła a potem wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Drogi Ruuko, czy zechciałbyś udać się ze mną na randkę? Oferuję domowej roboty spaghetti, deser składający się z lodów z pudełka a na koniec obejrzenie wspólnie filmu na laptopie i obżerając się niezdrowym popcornem i zapijając go bombą cukrową w postaci coli? - zapytała, uśmiechając się szeroko, niemalże nie zabijając swoim promiennym uśmiechem.
No cóż, nie do końca ich pierwsza oficjalna randka miała tak wyglądać, ale od czegoś musieli zacząć.
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
10/10/2019, 21:18
   Kiedy był młodszy, często buszował po nocach, grając na konsoli albo oglądając filmy puszczone jeden za drugim – tak długo, aż nie usypiał z głową wspartą na ręce i wysypującymi się na pościel przekąskami. Ylva, choć oczami szkolnych koleżanek roztrzepana i niewiarygodna w roli „pani domu”, doskonale radziła sobie z zadaniami godnymi żony – budziła braci, przygotowywała śniadania, pilnowała ubioru i fryzur rodzeństwa. Do tego wszystkiego musiała reagować na budzik, czego Kyōryū szczerze jej zazdrościł. Sam przesypiał alarmy, a potem – ubierając się w biegu – klął na grę, która pochłonęła mu przed snem tyle cennego czasu na odpoczynek. Rzecz w tym, że nie miało to w zasadzie znaczenia. Pod wieczór i tak wciskał klawisz, jakby zapominając o skutkach z ekstremalnej pobudki i poddawał się rozrywkom. W dni wolne potrafił przesypiać do południa.
   Dopiero wojsko nauczyło go regularnego podnoszenia się bladym świtem. Organizm buntował się przed tak radykalną zmianą, umysł był jednak nieugięty. Minęło kilka tygodni, nim wyrobił sobie nawyk zasypiania o stosunkowo wczesnej porze, by być zwartym i gotowym na porannych apelach. Ale działało. Zwlekał się z materaca wściekły – ale niespóźniony. Tyle się dla niego liczyło. Prawie już zresztą zapomniał o tych beztroskich momentach, gdy mógł wylegiwać się w pościeli; bez żadnych rozkazów wykrzykiwanych za oknem, bez kroków przechodzących mu przez pokój i rozmów współlokatorów obgadujących najbliższy trening.
   Praca wżarła się w niego tak mocno, że gdy wrócił do domu, do Ylvy, i wyszeptał w jej ramię, że rozkazano mu siedzieć w mieszkaniu i lizać rany, odruchowo chciał się tego wyprzeć, szukając poparcia w jej oczach i słowach; jak niczego innego pragnął usłyszeć, że jest w pełni zdrów i – na litość boską! – po co go w ogóle odsyłali? Tylko marnuje czas na nicnierobieniu.
   Szybko się jednak okazało, jaką siłę przyciągania ma zwykłe łóżko. Aż do chwili, w której się położył, nie miał pojęcia o swoim wyczerpaniu. Nie chodziło wyłącznie o misję; nadmiar wrażeń, zbyt intensywny rozkład dnia. Naraz zamknął się wewnątrz snu; mocno i dobitnie, regenerując się po miesiącach spędzonych na poligonie. Wybiła czwarta w południe, a on nie obudziłby się bez ostrych promieni słońca, które nagle padły mu na twarz.
   Odetchnął głębiej w poduszkę, sięgając bezmyślnie ręką za siebie. Przekręcając się bardziej na bok, dotknął palcami pościeli, a później nogi usadzonej tuż obok dziewczyny. Jak przez warstwy barier słyszał głos; łapał słowa i starał się je zrozumieć, ale część była jak kruche i dziwnie obłe przedmioty; wypadały mu z dłoni i roztrzaskiwały się na krawędzi między snem a jawą.
   Był półprzytomny, kiedy wsparł się na łokciu i przechylił do Ylvy, kładąc rozgrzany od snu policzek na jej barku. Palce, wsparte na kościstym kolanie, wsunęły się wyżej na udo i dotknęły jej biodra. Nie było to potrzebne, ale Rūka zdawał się średnio kontaktować, gdy objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
   – Heeej – wymamrotał, z twarzą wtuloną w szyję dziewczyny. Ciepłe usta musnęły fragment odsłoniętej skóry, zostawiając na niej lekki dotyk. Dalsze słowa też wymówił przytłumionym przez jej bluzę głosem. – Skąd ten oficjalny ton, panno Harakawo?
   Zmusił napuchnięte od snu powieki do rozchylenia się, choć obraz, jaki miał przed sobą, okazał się rozmyty i bezkształtny. Stracił niemalże osiemnaście godzin na wypoczynek, a mimo tego najchętniej opadłby z powrotem na poduchy.
   Ale dość lenistwa.
   Podciągnął się do pozycji siedzącej, pozwalając pościeli opaść z torsu na uda. Jednocześnie odsunął się od rudowłosej, aby móc uważniej spojrzeć na jej twarz; zdawało się, że powoli mijało otumanienie. Wybudzone trybiki stopniowo nabierały tempa w swej mechanicznej pracy. Czarny wzrok uniósł się na niebieskie tęczówki i wtedy, w jednej chwili, odeszła cała senność.
   – Brzmi świetnie – przyznał, przerywając zastygłe między nimi milczenie. Zsunął z niej rękę i chwycił w palce pościel, którą odrzucił na bok. Prawa nogawka dresowych spodni była podwinięta do połowy łydki, odsłaniając tym samym świeży bandaż – w zasadzie niepotrzebny dodatek, który jednak, pod ostrzałem rozeźlonych spojrzeń pielęgniarki, ostatecznie i tak przykrył niegroźne zadrapanie. – Jakie rozkazy, generale? Nakryć do stołu?


Ostatnio zmieniony przez Jonathan O'Harleyh dnia 25/10/2019, 01:29, w całości zmieniany 1 raz
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
12/10/2019, 00:06
Uśmiechnęła się lekko, gdy poczuła ciepłe ciało chłopaka przylegające do jej. Instynktownie uniosła swoje dłonie i objęła go mocniej, przyciągając jeszcze bliżej. Już od jakiegoś czasu zaczęła powoli przyzwyczajać się do tego typu gestów. Bardziej delikatnych, intymnych, przyjemniejszych. Dawniej nie zwracała na takie błahe, jak jej się wtedy wydawało, rzeczy. Klepali się, przytulali, trzymali za ręce. I to wszystko było jedynie przyjacielską bliskością, nic ponadto. Od momentu, kiedy oficjalnie stali się parą... nie, od momentu, kiedy Ylva zrozumiała co do niego czuje, jej dotyk był ostrożniejszy, jakby dotykała kruchy posąg, bojąc się, że w każdej chwili może rozpaść się na drobne kawałki.
Nie chciała go stracić.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Było inaczej. Coraz częściej sama sięgała dłońmi w jego stronę, obejmowała go czy też dotykała, tak bez powodu. Bo mogła. Bo chciała. I wiedziała, że Ruuka i to, co zbudowali do tej pory nie rozpadnie się z taką łatwością, jakby było jedynie zamkiem zbudowanym z piasku. Jego dusza należała do niej, a jej do niego.
Trwała w uścisku jeszcze przez chwilę, ociągając się niemalże do samego końca, aż ich kontakt fizyczny został leniwie zerwany. Sama podniosła się z łóżka i poprawiła część bluzy, która zsunęła się z jej ramienia.
- Oficjalnie, bo to nasza pierwsza randka! Taka oficjalna, Ruuchan! - powiedziała głosem pełnym entuzjazmu.
- Co prawda dzisiaj nie będzie niczego nowego, czego do tej pory nie robiliśmy, ale... ale dzisiaj to wyjątkowy dzień. Ta kolacja i wspólne oglądanie, jest wyjątkowe. - dodała, wyciągając dłoń w jego stronę i delikatnie zaciskając na niej palce. Zapadło pomiędzy krótkie milczenie, które zostało przerwane odgłosem pazurów uderzających o drewnianą posadzkę, gdy do pokoju wpadł Kropek, od razu niemalże wskakując na chłopaka, opierając o niego swoje łapy.
- Oho, usłyszał że już nie śpisz. - zaśmiała się, samej sięgając ręką do głowy psa i podrapała go za uchem.
- Chcę, żebyśmy oboje zapamiętali dzisiejszy dzień.... więc... no... - odwróciła lekko głowę czując narastające zażenowanie swoją ckliwą wypowiedzią.
Dlaczego tak się denerwujesz?
Nabrała więcej powietrza do płuc, potem odetchnęła.
- Dobra, przyszykuj się, ja też się przebiorę. Wszystko jest już przygotowane na stole. Widzimy się w salonie za piętnaście minut! - rzuciła mu jedynie krótkie spojrzenie, a potem nucąc pod nosem wybiegła z pokoju, i od razu skierowała się do łazienki, gdzie wcześniej przygotowała już sobie sukienkę. Rzeczywiste przebranie zajęło jej raptem parę nic nie znaczących minut. Nawet musnęła błyszczykiem usta, aby co nieco zmienić w swym ogólnym wyglądzie. To wpatrywanie się w swoje odbicie zajęło jej więcej czasu.
- Dobra Ylva. To ma być wasz dzień. Przecież już cię widywał w sukienkach. Wyglądasz dobrze. Tak. Wyglądasz świetnie. - wskazała na siebie palcami niczym rasowy Alwaro, klepnęła się lekko w policzki i wyszła z łazienki.
- Gotowa! - zakomunikowała, zatrzymując się przed stołem. Kiedy jednak była pod odstrzałem jego spojrzenia, cała pewność siebie uleciała z niej jak z pękniętego balona.
- Wyglądam dziwnie, co nie? - mruknęła pod nosem, owijając rudy kosmyk dookoła wskazującego palca i odwróciła wzrok. Na pewno wyglądała dziwnie. Krzywe nogi, płaska, zero seksapilu i kobiecości.
- W... w każdym razie siadaj! Zjedzmy najpierw, dzisiaj nic nie jadłeś.
Kikyou
Shin
Wilczur, poziom E
Wilczur, poziom E
7/11/2019, 01:39
   Długo zastanawiał się czy powinien wystosować odpowiedni argument. Chociażby taki, że nie potrzebował aż piętnastu minut na przygotowanie się. Potrzebował za to łazienki. Przespał kilkanaście godzin, zakopany po czubek głowy w miękkiej, grubej pościeli i teraz, kiedy wreszcie odegnał rozleniwienie, chciał się przede wszystkim odświeżyć. Sięgał już w zasadzie po tę ciężką artylerię, ale Ylva zawsze była od niego gwałtowniejsza. Zerwała się i w niemal dwóch ruchach znalazła poza pokojem. Jej kroki niknęły, zakończone trzaskiem drzwi; trzaskiem, który pozostawił w Rūce dziwne osłupienie. Odczuwał pęczniejącą wdzięczność, choć tego nie pokazywał. Harakawa nie zmieniła się aż tak bardzo. Miał przeświadczenie, że właściwie nie zmieniła się wcale. Jej radykalna metamorfoza była tym, czego obawiał się najbardziej. Przecież mijały dni, miesiące, wreszcie lata – a ona nigdy nie dała choćby znaku. Traktowała go jak przyjaciela – dobrze, ale z kategoryczną rezerwą. Linia, jaka ich oddzielała, była cienka, lecz nieprzekraczalna. Pogodził się z tym, że mógł nadepnąć na kreskę, ale nie miał prawa przechodzić na drugą stronę całkowicie. Po prostu nie. Zatracił się zresztą w rachubie i gdyby nadepnęła mu na odcisk, przycisnęła do muru, zażądała odpowiedzi... nie byłby w stanie znaleźć momentu, w którym zaczął traktować ją szczególnie. Początkowo wmawiał sobie, że to kilka nic nieznaczących epizodów zazdrości, które nie mają nic wspólnego z samą Ylvą. Zazdrosny bywał przecież także o Harumi, Momoji i matkę; działał jak wściekły rottweiler, który broni lokatorów przed obcymi.
   A każdy był obcy.
   Dopiero z czasem pojawiły się wątpliwości, a zaraz po nich coraz częstsze i coraz nachalniejsze warianty. Widząc jej bezgraniczne oddanie, nie mające nic wspólnego z fizyczną miłością, nauczył się tłamsić żądze. Stopniowo przyzwyczajał się do tego, że pewnych relacji nie można zmieniać. Że dwoje ludzi będzie ze sobą koegzystować tylko na pewnych warunkach. Złamiesz zasadę – wypadasz z gry. Wszystkie te ciągnące się w nieskończoność wieczory, wszystkie wiadomości kasowane i pisane raz jeszcze, wszystkie głuche telefony, przechowywane zdjęcia, bliskość, która – jak podkreślał – miała być wyłącznie przyjacielska, wszystko to tylko po to, aby pewnego popołudnia obudzić go kubłem zimnej wody. Randka, jasne?
   Jasne.
   Dźwignął się z łóżka, odsuwając od siebie psa Majora. Mijając komodę wyciągnął z niej jedne z licznych dżinsów i biały t-shirt, leżący na stercie innych, równie białych t-shirtów. Sięgając po zawieszoną w szafie marynarkę doszedł do wniosku, że jego styl stał się przerażająco monotematyczny. Zniknęły nadruki, ironiczne napisy i nawiązujące do gier loga. Ograniczył się do rzeczy tak prostych, że aż nijakich.
   W porównaniu do niej.
   Czekał już w salonie, wpatrzony w zastawiony stół i wciąż ciepłe dania, kiedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ciemne spojrzenie potoczyło się po ścianach, obrazach, szafkach kuchennych, aż wreszcie natrafiło na stojącą w przejściu Ylvę. Zawiesił oczy na białej, koronkowej sukience, która spływała jej na uda, odsłaniając szczupłe nogi.
   „Wyglądam dziwnie, co nie?”
   – Nie – zaprotestował od razu jak dzieciak, który lada moment ma zamiar wszcząć kłótnię o byle błahostkę. – Wyglądasz dobrze. Tak. – Zaciął się, jakby odczytywał dopiero co wypowiedziane w łazience hasła. Po twarzy widać było, że jest o krok od uśmiechnięcia się – trochę zbyt szerokiego, trochę zbyt głupkowatego. Udało mu się to stłamsić tylko dzięki temu, że w porę podszedł do Harakawy i ujmując ją wpół, przyciągnął do siebie. Usta zetknęły się z kącikiem jej ust, muskając je w przedsmaku pocałunku. – Wyglądasz świetnie. – Odsunął się od niej, sugestywnie unosząc wzrok. Rozczochrane, czarne pasma odrosły od ostatniego spotkania z nożyczkami i teraz wiły się we wszystkie strony, nieujarzmione nawet przez zwykłe przeczesanie ich palcami. – Muszę się ogarnąć, żeby przy tobie nie odstawać. Daj mi moment, okej? – Wrócił do niej spojrzeniem i na krótką chwilę wpatrywał się w umalowane błyszczykiem wargi; ta mentalna godzina zakończyła się niechętnym krokiem w tył, a potem następnymi, które poprowadziły go ostatecznie do łazienki.
   Przemywając twarz nad umywalką, spojrzał sobie w oczy. W lustrzanym odbiciu dostrzegał przede wszystkim roztargnienie. Wolnego dnia nie miał od... ile to już będzie?
   Ile ona na niego czekała?
   – Weź się w garść – nakazał sobie, sięgając po ręcznik. Szorstkim materiałem starł krople wody ściekające aż do podbródka. Ostatnie zerknięcie, przeczesanie włosów, wygładzenie połów marynarki.
   Siadając do stołu, nie zdejmował z niej spojrzenia. Dzieliła ich tylko zastawa i kawałek cholernego, drewnianego blatu, ale – ponieważ i tak była poza zasięgiem dotyku – nie różniło się to niczym od odległości między mieszkaniem a uczelnią.
   Boże, że on w ogóle nazywał to szkołą.
   To prędzej ona...
   – Jak na zajęciach? – Nawinął makaron na widelec, ale wydawało się, że ledwo rejestruje fakt, że kokon, który rósł i rósł, lada moment może okazać się za duży, by zjeść go z ludzką przyzwoitością. – Dawno nikogo nie zapraszałaś.
   NIGDY nikogo nie zapraszała.
   Uśmiechnął się do niej, chociaż przez myśl przeszło mu, jak bardzo musi tu być samotna.


Ostatnio zmieniony przez Jonathan O'Harleyh dnia 7/11/2019, 23:49, w całości zmieniany 2 razy
Shin
Kikyou
Jack Russel Terrier Opętany
7/11/2019, 23:10
Kiedy zajęła miejsce na przeciwko niego, cały stres przygotowania randki uleciał z niej jak powietrze z pękniętego balona. Póki co wszystko szło zgodnie z jej planem, z drugiej strony... Dopadło ją lekkie zmartwienie. Bo chociaż była to ich pierwsza oficjalna randka, to jednak miała wrażenie, że jest tak, jak zawsze. Wspólny posiłek, rozmowa na temat szarej codzienności, a potem oglądanie filmów. Ile razy robili coś takiego wspólnie? Z tą różnicą, że byli ubrani w wygodne dresy, dzięki którym mogli przyjmować przeróżne pozycje na kanapie, kiedy siedzenie w jednej zaczynało uwierać. Może rzeczywiście powinna poczekać z tym wszystkim, aż kostka Ruu będzie w pełni sprawna i wtedy wybrać się gdzieś na miasto, na taką prawdziwą randkę? Wtedy być może nie będzie przypominała normalności, do której przywykli.
- Hm? Ach, zajęcia... - uniosła głowę znad talerza i uśmiechnęła się do niego. Zwyczajna rozmowa, bez żadnych fajerwerków, bez powiewu świeżości. P r z y j a c i e l s k a rozmowa.
- Całkiem dobrze. Ostatnio pracowaliśmy na martwej krowie. Nie spodziewałam się, że aż tak normalnie to zniosę. Mój żołądek o dziwo nie dostał rewolucji kiedy ją kroiliśmy. - zaśmiała się wciągając nieco makaronu ustami.
- W sumie ty też nikogo nie zaprosiłeś, Ruu. Chętnie poznałabym twoich znajomych z akademii. - dodała po chwili zastanowienia. Właściwie jak tak bardziej zagłębić się w tym, to Ruuka praktycznie nigdy nie opowiadał o osobach ze swojej szkoły. Oczywiście raz o nich wspomniał, że byli zbyt zajęci  swoim prywatnym życiem, że po wyjściu zza mury umarliby dość szybko. I to byłoby na tyle.
W głowie dziewczyny momentalnie pojawił się pomysł na zorganizowanie jakiejś większej imprezy, na którą mogłaby zarówno ona, jak i on zaprosić swoich znajomych. Szybko jednak porzuciła tę myśl. Znając Ruukę, byłby temu przeciwny, albo zgodziłby się, bo ona chciałaby tego, i zrobiłby to wbrew sobie. Westchnęła ledwo zauważalnie skupiając się na swoim talerzu. Jadła przez chwilę w milczeniu, a gdy cisza zaczynała jej ciążyć, podjęła kolejny, równie trywialny temat.
- Zaprosiłam Majora do nas! Oczywiście jak wróci z misji. - uśmiechnęła się, choć było to bardziej skierowane do niej samej, aniżeli do chłopaka. Widelec zatopił się w spaghetti, które wydawało się być pozbawione jakiegokolwiek smaku.
Nie, wszystko nie idzie tak, jak chciała. A jak się zorientuje?
- Nawet nie wiedziałam, że się znacie. Pewnie go nie pamiętasz, ale bardzo mi pomógł po śmierci taty. W pewnym stopniu próbował wypełnić pustkę po nim. Jest dla mnie ważny. Jak drugi ojciec. - zjadła ostatki spaghetti, upiła łyk... spory łyk wina, niemalże opróżniając kieliszek i odetchnęła. Koniec z tą sztywnością. To miał być ICH dzień. Specjalny dzień, którego nigdy nie zapomną. Tylko w którym momencie miała wrażenie, że to wszystko szlag zaczęło trafiać? W chwili, gdy usiadła? Czy może gdy wzięła pierwszy kęsa kolacji? Miało być magicznie, a zaczęło się od zwykłej codzienności.
Straciła apetyt.
- Ale się obżarłam. Chcesz dokładki? - próbowała brzmieć całkiem naturalnie, ale Ruuka zapewne zdążył zauważyć, że coś jest nie tak. Że zaczęła się stresować, może nawet panikować. Powoli podniosła się z krzesła i zaczęła zbierać talerze ze stołu, kątem oka dostrzegając, że chłopak wychyla się z zamiarem pomocy.
- Chcesz najpierw obejrzeć filmy czy zjeść deser? - zagadnęła, zatrzymując się w miejscu.
Nie. To nie tak miało wyglądać. Gdzie ta magia?
Czuła się dziwnie. Zero zadowolenia, zero satysfakcji. Gdzie to podekscytowanie z rana, kiedy wszystko przygotowywała?
Zacisnęła mocniej wargi muśnięte błyszczykiem.
Specjalny dzień, który zapamiętają. Nie oglądanie filmów, które mieli każdego dnia. Nie kolacja, choć przy świecach winie. To nie to.
Odstawiła talerze i wyciągnęła dłoń, zaciskając palce na białym materiale koszulki, robiąc krok w jego stronę, aż przycisnęła ciepłe czoło do jego ramienia. Poczuła ścisk serca, ale nie ze strachu czy bólu. To było inne uczucie, coś, czego do tej pory nie czuła. Coś zupełnie nowego. Musi to teraz zrobić. Powiedzieć. Nie dopuści, by wszystko rozpadło się w drobny mak niczym roztrzaskane lustro. Teraz, albo nigdy.
- Sukienka. Zdejmij ją ze mnie, Ruuka. - wyszeptała, nie unosząc głowy, by na niego spojrzeć. Wiedziała, że jej twarz w tym momencie odznaczała się czerwonym kolorem, a ciało zaczęło drżeć. Ale zrobiła to. Powiedziała to. Odetchnęła przez nos, próbując zagłuszyć bicie serca.
Kikyou
Sponsored content